wtorek, 8 kwietnia 2014

I'm Still Into You

Witam. Długo tu już nic nie zamieszczałam, a chciałabym się z wami czymś podzielić. Otóż brałam udział w konkursie literackim na prozaikach, który ogłoszono w październiku ubiegłego roku. Chciałam wypróbować swoich sił i wysłałam pracę. Mimo, że nie zajęłam żadnego z pierwszych miejsc to cieszę się, że odważyłam się wysłać swoją twórczość. Pierwsze koty za płoty, jeśli znów ogłoszą kiedyś podobny konkurs to myślę, że także coś napiszę. Jeśli oczywiście temat będzie przystępny. W regulaminie konkursu napisano, że praca nie może być nigdzie wcześniej publikowana, jednak nie wspominano nic o tym, że nie można pokazać jej nikomu później, gdy już wszystko się rozstrzygnie. W moich autorskich zbiorach znajdują się tylko dwie prace - Łowcy, zamieszczone w poprzednim poście, i I'm Still Into You, które pokazuję wam teraz. Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości uda mi się pisać więcej, bo czasu brak, czasami weny, a czasami po prostu mi się nie chce - bywa. Żeby nie przedłużać... Mam nadzieję, że wam się spodoba ;).

- Mamo, proszę cię! - błagałam niemal na kolanach - pozwól mi jechać!
- Dobrze, dobrze. Jedź już sobie, tylko dłużej mnie nie męcz!
- Dzięki, mamo. Kocham cię! - uściskałam moją rodzicielkę i pobiegłam do swojego pokoju. 
Dwa dni temu zadzwoniła do mnie ciocia Agata. Zapytała, czy nie zechciałabym przyjechać do niej na tydzień. W końcu miałam wakacje, wujek gdzieś wyjechał, a ja dotrzymałabym jej towarzystwa. Niemal natychmiast zaczęłam błagać mamę o pozwolenie na wyjazd, nie byłam jeszcze pełnoletnia, poza tym była jeszcze kwestia: "Dopóki mieszkasz pod moim dachem i nie masz osiemnastu lat, masz się mnie słuchać.". Myślałam, że już nigdy nie zmięknie i zaczęłam powoli tracić nadzieję, jednak w końcu ustąpiła. Myślę, że przerażała ją myśl o moich nieustających błaganiach, które trwałyby do końca wakacji. Usiadłam na łóżku i z wielkim uśmiechem na twarzy sięgnęłam do kieszeni znoszonych dżinsów po telefon. Wybrałam numer do Elki. Tak często do niej dzwoniłam, że znałam na pamięć jej numer telefonu. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Zgodziła się! - wrzasnęłam do telefonu. - Czy ty masz pojęcie co to oznacza?
- Oświeć mnie - po drugiej stronie usłyszałam jej perlisty śmiech.
- Ty. Ja. Wakacje. Mazury! - wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu.
- Nie do wiary, że musiałaś przekonywać matkę dwa dni. Moja od razu się zgodziła.
- Cóż, nie każdy ma tak wyluzowanych rodziców jak twoi - westchnęłam.
Nagle usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła.
- Muszę lecieć. Chyba Maciek stłukł kolejny wazon. Mama się wścieknie. - rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź.
Odrzuciłam telefon na łóżko i ruszyłam w stronę drzwi. Zanim zdążyłam wyjść na korytarz usłyszałam jak mama krzyczała: "Ile razy mam ci mówić, żebyś nie jeździł po domu na wrotkach?!". Beształa mojego młodszego braciszka, a przecież powinna dać sobie spokój. I tak za kilka dni kolejny wazon wyląduje na podłodze. Nie ważne co robiła, co mówiła ani jakie rodzaje wazonów kupowała, zawsze się tłukły. Wyszłam z pokoju i dostrzegłam Maćka wbiegającego do swojego pokoju. Już nie miał na nogach wrotek. Podeszłam do mamy i zaczęłam zbierać z podłogi odłamki szkła.
- Czy on się nigdy nie nauczy? Jak słowo daję, wyślę go do szkoły wojskowej - mama pokręciła głową z dezaprobatą.
- Oj tak, mała lekcja dyscypliny by mu się przydała - odpowiedziałam z uśmiechem.
Reszta tygodnia upłynęła mi zdecydowanie wolnej niż bym sobie tego życzyła.
Myślałam, że nigdy się nie doczekam, ale jednak nadszedł - poniedziałek, dzień upragnionego wyjazdu. Czekałam z walizką pod domem Eli. Razem miałyśmy iść na dworzec kolejowy. Kochałam podróżować pociągiem odkąd tylko sięgałam pamięcią. Po blisko trzydziestu minutach oczekiwania wreszcie się zjawiła. Ubrała się w zwykłą, białą koszulkę na ramiączkach, czarne spodenki i znoszone, czarne trampki. Nagle poczułam się nieswojo w swojej żółtej sukience i sandałkach na niskim obcasie. Elka przeczesała ręką króciutkie, mysie włosy i zarzuciła turystyczny plecak na ramię. Uważała, że to najbardziej praktyczny bagaż.
- No nareszcie! Już myślałam, że mnie wystawiłaś, albo że kosmici cię porwali.
- Wybacz, musiałam dorzucić jeszcze kilka rzeczy do plecaka, a jak na złość nie
mogłam znaleźć żadnej z nich.
- Może lepiej już chodźmy, bo przegapimy pociąg.
Po około trzech godzinach byłyśmy już w Ełku. Wysiadłyśmy z pociągu, pobiegłyśmy
na przystanek i już po niedługiej chwili wlokłyśmy się ścieżką do domu cioci. Walizka zaczynała mi ciążyć. W końcu stanęłyśmy przed niewielkim, białym domem z dachem w kolorze spłowiałej czerwieni. Zadzwoniłam do drzwi. Usłyszałyśmy kroki, a po chwili drobna kobieta wpuściła nas do środka. Przyjrzałam się jej dokładniej. Była ubrana w dżinsy i błękitną koszulkę, a na wierzch miała narzucony fartuszek zabrudzony śladami po farbach. Czarne włosy niedbale ściągnęła w kucyk. Jedyną zmianą, jaka zaszła w jej wyglądzie była większa ilość zmarszczek w kącikach blado-niebieskich oczu, które uwidoczniły się, kiedy obdarzyła nas ciepłym uśmiechem.
- Kasia! Ale urosłaś! - zawołała obdarzając mnie uściskiem na powitanie. - Jesteś Ela, prawda? - zwróciła się do mojej przyjaciółki.
- Tak, proszę pani.
- Pewnie jesteście głodne po podróży? - zapytała.
- Szczerze mówiąc, bardzo - odpowiedziałam.
- W takim razie idźcie na górę, rozpakujcie się, a ja uszykuję wam coś do jedzenia - od razu udała się w stronę kuchni.
Wzięłyśmy nasze bagaże i zaczęłyśmy wspinać się po schodach. Po dotarciu na piętro skierowałyśmy się ku końcowi wąskiego korytarza. Weszłyśmy do ostatniego pokoju. Zostawiłam walizkę przy drzwiach i rzuciłam się na łóżko.
- Jestem wykończona - jęknęłam.
- Ja też - zawtórowała mi Elka, siadając na drugim łóżku.
- Gdy już coś zjemy i odpoczniemy, popływajmy w jeziorze - zaproponowałam.
- Pewnie wygląda nieziemsko po zachodzie słońca. Twoja ciocia jest szczęściarą, w końcu mieszka w takim miejscu. Właśnie, ile ma lat? Wygląda bardzo młodo.
- Trzydzieści pięć. Malowanie jej służy. Prawie w ogóle się nie starzeje.
- Twoja ciotka maluje?
- Ano. Widziałaś jej fartuszek? Zresztą rozejrzyj się. - wskazałam ręką ściany, na których wisiało kilka jej prac. Głównie krajobrazy, widok na jezioro, zachód słońca, las.
- Wow, niezła jest - skomentowała z gwizdnięciem.
Naszą rozmowę przerwała ciocia, która wołała nas z dołu. Niechętnie podniosłam się z łóżka i powlokłam za Elą do kuchni. Usiadłyśmy za stołem, na którym stały dwa wielkie talerze wypełnione kanapkami i dzbanek herbaty. Ciocia jeszcze chwilę krzątała się przy blacie, ale w końcu usiadła z nami. Zauważyłam, że już nie miała na sobie fartuszka. Byłam tak głodna, że pochłaniałam kanapkę za kanapką prawie nie przeżuwając. Nikt jednak nie zwracał na to uwagi. Ciotka spokojnie sączyła herbatę w filiżance. Gdy talerze opustoszały, a nasze żołądki były pełne, poszłyśmy za dom. Żeby znaleźć się na brzegu jeziora należało przejść zaledwie kilka kroków. Na dworze zdążył już zapaść zmrok. Srebrzysty blask księżyca odbijał się w ciemnej toni jeziora, co nadawało mu magiczny wygląd. Zdjęłam ubrania i powoli zanurzyłam się w chłodnej wodzie. Ogarnęło mnie cudowne uczucie. Położyłam się na plecach i zaczęłam wpatrywać się w czarno-granatowe niebo usiane gwiazdami. Odwróciłam głowę w stronę brzegu. Dostrzegłam, że Ela nadal nie weszła do wody.
- Wchodź! - zawołałam. - Woda jest cudowna!
Elka zawahała się tylko przez moment. Cofnęła się kilka kroków a potem z rozbiegu wskoczyła do wody. Po kilku sekundach zobaczyłam jak wynurza się na powierzchnię kilka metrów ode mnie. Poszła w moje ślady i przewróciła się na plecy.
- Mogłabym tak leżeć bez końca - oznajmiła rozmarzonym głosem.
- I zostawiłabyś Mariusza? - udałam przerażenie.
- Znajdź sobie wreszcie chłopaka, a nie ciągle mi dogryzasz - odcięła się.
- Nie każdy ma takie szczęście jak ty - westchnęłam.
- Trafi w końcu i na ciebie.
Przez następną godzinę żadna z nas się nie odezwała. W końcu uznałyśmy, że czas wyjść z wody. Owinięte ręcznikami weszłyśmy do domu tylnym wejściem. W pokoju cioci paliło się światło, może postanowiła coś namalować? Weszłam do kuchni. Od tego leżenia w wodzie okropnie zachciało mi się pić. Wyciągnęłam z lodówki sok pomarańczowy i duszkiem wypiłam całą szklankę. Wróciłam do pokoju akurat w momencie, gdy Ela wyszła spod prysznica. Zgarnęłam piżamę z walizki i także udałam się do łazienki. Odkręciłam wodę i pozwoliłam, aby gorące strumienie obmywały moje całe ciało. Jeśli postałabym tak dłużej, na pewno zasnęłabym na stojąco. Zakręciłam wodę, ubrałam się w piżamę i weszłam do pokoju. Ela już smacznie spała. Zgasiłam światło i po omacku dotarłam na łóżko. Prawie od razu zasnęłam. 
Stanęłam przed lustrem i krytycznie spojrzałam na moje odbicie. Już prawie od
godziny szykowałyśmy się na imprezę, która miała się odbyć w jakimś klubie w centrum. W miarę upływu czasu coraz bardziej nie chciało mi się nigdzie wychodzić, ale Ela poważnie wzięła sobie do serca zadanie: Trzeba znaleźć Kaśce chłopaka. Nie uważałam, żeby szukanie chłopaka w klubie było świetnym pomysłem. Korzystając z okazji, że Elka gadała z Mariuszem przez telefon, dokładnie zmyłam makijaż, który tak pieczołowicie nałożyła na moją twarz. Przeczesałam palcami włosy. No, ujdzie. Ledwo usiadłam na łóżku, a do pokoju weszła Ela, żegnając się ze swoim chłopakiem.
- No wiesz co? - spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Naturalność jest w cenie - uśmiechnęłam się.
- Oby ktoś się na to złapał. Zniszczyłaś pół godziny mojej pracy! - wyrzuciła ręce do
góry.
- No już, już. Lepiej chodźmy, bo ominie nas cała zabawa.
Ela tylko mruknęła coś pod nosem, czego (może na szczęście) nie zrozumiałam. Chwyciłam torebkę i wyszłam z pokoju, ciągnąć za sobą przyjaciółkę. Pożegnałyśmy ciocię krótkim wychodzimy! i wyszłyśmy z domu.
Siedziałam przy stoliku i powoli sączyłam sok pomarańczowy. Miałam wrażenie, że
dzisiejszego wieczoru w klubie zebrało się całe miasto. Wszędzie, gdzie bym nie spojrzała, kręciło się mnóstwo ludzi. Zaczęłam rozglądać się za Elą, która zniknęła w tym niewiarygodnym tłumie. Niestety, wypatrzenie jej graniczyło z cudem. Szybko dopiłam sok i wstałam z miejsca, aby jej poszukać. Właśnie miałam dołączyć do szalejących na parkiecie ludzi, kiedy poczułam, jak ktoś oblewa napojem przód mojej koszulki. Zamrugałam i podniosłam głowę. Przede mną stał jakiś chłopak. Zaczął się na mnie tępo gapić, a reszta drinka z jego szklanki znalazła się na podłodze. Nagle spojrzał na mnie przytomniej, a raczej na moją koszulkę, a następnie na drinka, z którego nic już niestety nie zostało.
- Bardzo cię przepraszam - powiedział ze skruchą w głosie.
- Nie przejmuj się - machnęłam ręką. - i tak nie przepadałam za tą koszulką.
- Jestem Rafał - przedstawił się.
- Kaśka - posłałam mu delikatny uśmiech.
- Jesteś z miasta? Jakoś wcześniej nigdzie cię nie widziałem.
- Nie. Przyjechałam na wakacje do ciotki. Mieszkam w Warszawie.
- To kawałek drogi – zauważył.
- Yhm.
Zauważyłam, że był nawet przystojny, co nie rzuciło mi się w oczy od razu. Miał dłuższe włosy, z grzywką opadającą na lewe oko. Przypatrywał mi się intensywnie tymi zielonymi oczyma, co zaczęło mnie peszyć.
- Zrywamy się? - zapytał nagle.
- Hmm, co? - zapytałam mało inteligentnie.
Dotarło do mnie, że musiał coś do mnie mówić już od dłuższego czasu, ale byłam za bardzo zajęta gapieniem się w te jego niesamowite oczy. Zarumieniłam się. Rafał zatoczył ręką koło.
- Wyjdziemy na zewnątrz? Za dużo tu dziś ludzi. No chyba, że jesteś z kimś.
- Tylko z przyjaciółką. Będzie musiała mi wybaczyć.
Rafał chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy przeciskać się przez tłum. Pewnie prowadził mnie przez całą salę. Wyszliśmy z klubu tylnymi drzwiami, które znajdowały się za konsolą D-Ja. Gdy tylko poczułam na twarzy świeże powietrze głęboko odetchnęłam. Niesamowitą ulgę sprawiło mi odcięcie się od tego hałasu i jarzących się świateł. Rafał puścił moją rękę i oparł się plecami o ceglaną ścianę. Zauważyłam obok porzuconą skrzynkę po piwie i usiadłam na niej. Podciągnęłam kolana pod brodę. Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
- Powinienem chyba kupić ci nową koszulkę. - odezwał się Rafał.
- Nie wygłupiaj się.
Chłopak sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej paczkę papierosów. Zapalił jednego i głęboko się zaciągnął.
- Palisz? - zapytał mnie.
- Nie. - odpowiedziałam.
- Powinnam wracać. Przyjaciółka pewnie mnie szuka - podniosłam się z ociąganiem.
- Zobaczymy się jeszcze? - zapytał.
- Kto wie? - posłałam mu tajemniczy uśmiech.
Spojrzałam przez ramię na Rafała. Nie ruszył się z miejsca. Weszłam do klubu. Tłum nieco się rozrzedził. Od razu dostrzegłam biegnącą w moją stronę mocno zdenerwowaną Elkę.
- Gdzieś ty była? Od dwudziestu minut cię szukam!
- Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem.
Opowiedziałam jej o Rafale, i o tym, że to z nim byłam przed chwilą.
- Nawet nie wzięłaś od niego numeru? - zapytała z szeroko otwartymi oczami.
- Daj spokój. I tak nigdy więcej się nie spotkamy.
- Wiesz co? Chodźmy już do domu. Cała ta impreza jakoś przestała mnie bawić.
Kiwnęłam głową. Zaczęłyśmy lawirować pomiędzy rzadszym już tłumem. Wreszcie dotarłyśmy do głównego wejścia. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na tylne drzwi i wyszłam na zewnątrz.
- Przejdźmy się. W końcu do domu jest tylko trzydzieści minut drogi -
zaproponowałam.
- Jak chcesz - Elka wzruszyła ramionami.
Ruszyłyśmy powoli w stronę domu cioci. Żadnej z nas się nie spieszyło. Dookoła było tak cicho i spokojnie. Szłyśmy w ciszy. Wydawało mi się, że każdy najcichszy nawet dźwięk jest w stanie zburzyć nastrój tej magicznej chwili. Nagle usłyszałam dźwięk telefonu. Ela zaczęła grzebać w torbie. Wydawało mi się, że już nigdy go nie znajdzie, jednak zaraz zauważyłam go w jej ręce. Mariusz - wypowiedziała bezgłośnie i odebrała połączenie. Zauważyła stojącą niedaleko ławkę i skierowała się w jej stronę. Wiedziałam, ile mogą trwać jej rozmowy przez telefon, więc pokazałam jej na migi, żeby się nie spieszyła. Pokiwała tylko głową a ja ruszyłam dalej. Czułam się trochę nieswojo idąc całkiem samotnie, jednak zignorowałam uczucie niepokoju. Zaczęłam wesoło pogwizdywać i nieco przyspieszyłam kroku. Nagle wydało mi się, że ktoś za mną idzie. Odwróciłam się, jednak niczego nie zauważyłam. Już chciałam iść dalej, jednak ktoś brutalnie wepchnął mnie do jakiegoś ciemnego zaułka. Otrząsnęłam się z szoku. Przede mną stał wielki mężczyzna ubrany w skórzane ciuchy. Na pierwszy rzut oka wyglądał mi na członka gangu motocyklowego. Niedobrze.
- Co taka ładna dziewczynka robi sama w takim niebezpiecznym miejscu? - zapytał
fałszywie słodkim głosem.
- Nie twój biznes - syknęłam.
- Uu, pyskata. Lubię takie. - przybliżył swoją twarz do mojej, a mnie zemdliło ze
strachu i obrzydzenia.
- Ratunku! - zawołałam najgłośniej, jak tylko potrafiłam.
- Zamknij się! - ryknął i uderzył mnie w twarz. Zabolało.
Nagle na twarzy faceta ukazało się zaskoczenie i runął bezwładnie na beton obok mnie. Zszokowana spojrzałam przed siebie. Naprzeciw mnie stał Rafał z metalową rurą w wyciągniętej ręce. Wyglądał, jakby szykował się do zadania drugiego ciosu, jednak zobaczył, że motocyklista leży nieruchomo i opuścił rękę. Swojej "broni" jednak nie puścił. Rzuciłam się mu w ramiona a on przygarnął mnie mocno do siebie. Rozpłakałam się. Gładził mnie po plecach i cierpliwie czekał, aż się uspokoiłam. Nie chciałam, żeby kiedykolwiek wypuścił mnie ze swych ramion. Czułam się tak bezpiecznie. Usłyszałam, że wyciągnął telefon i zadzwonił na policję. Delikatnie oswobodził się z mojego uścisku i spojrzał mi w załzawione oczy.
- Dlaczego jesteś sama? Czy nie miałaś być z przyjaciółką?
- Tak, ale... rozdzieliłyśmy się - wyjąkałam.
- Niezbyt mądrze. Gdybym przybiegł później mogłoby ci się coś stać! Czy on...
- Nie, nic mi nie zrobił. - pociągnęłam nosem.
- Zadzwoń do swojej koleżanki i powiedz jej, żeby się nie martwiła, gdy nie wrócisz na noc.
Nie wrócę na noc? Nie sprzeciwiłam się jednak i grzecznie zadzwoniłam do Eli, tak jak mnie o to poprosił. Nim przyjechała policja oddaliliśmy się nieco od tamtego miejsca, żebym, jak twierdził Rafał, uniknęła nieprzyjemnych pytań. Okazało się, że mieszkał w pobliżu. To wyjaśniało, dlaczego zdążył tak szybko przybiec mi na ratunek. Zaprowadził mnie pod duży, szary blok i wpuścił do środka. Mieszkał na trzecim piętrze, po lewej stronie. Otworzył przede mną drzwi. Niepewnie przekroczyłam próg i znalazłam się w niewielkim, ale bardzo przytulnym mieszkaniu. Ku mojemu zdziwieniu było również czysto. Nie wyobrażałam sobie, żeby mieszkanie jakiegoś faceta było czyste. Rafał zamknął za sobą drzwi i bez słowa ruszył do sypialni. Nadal stałam na środku korytarzyka i nie wiedziałam, co mam z sobą zrobić. Na szczęście szybko wrócił niosąc długą czarną koszulkę, którą zaraz wepchnął mi do rąk. Bez słowa wskazał ręką znajdujące się po prawej stronie drzwi. Korzystając z okazji wyrwania się chociaż na chwilę spod uważnego spojrzenia zielonych oczu, uciekłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie z westchnieniem. Nie mogłam stać tak w nieskończoność, więc wskoczyłam pod prysznic, a gorącą wodę oblewającą moje ciało potraktowałam jak błogosławieństwo. Po kilku minutach niechętnie zakręciłam wodę. Założyłam koszulkę od Rafała (na szczęście była bardzo długa) i z wilgotnymi włosami wyszłam z łazienki. Zajrzałam do sypialni. Zauważyłam, że siedział na łóżku i majstrował coś przy gitarze. Zaciekawiło mnie to, że gra. Chciałam usłyszeć, jak gra dla mnie.
- Zagraj mi coś - poprosiłam cicho.
Spojrzał na mnie i poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam na miękkim materacu i usłyszałam jak gra nieznaną mi melodię. Oparłam się o jego ramię i zasnęłam.
Obudziłam się z pustką w głowie. Dopiero po kilku minutach przypomniałam sobie
gdzie jestem i jak się tu znalazłam. Odrzuciłam na bok kołdrę i z jęknięciem wstałam z łóżka. Weszłam do łazienki i wciągnęłam spodnie, które miałam na sobie wczoraj. Brudną koszulkę zwinęłam i upchnęłam w torebce. Nie zamierzałam oddawać koszulki, która miałam na sobie. Spodobała mi się. Cóż, Rafał jakoś to przeżyje. Wróciłam do sypialni i nie wiedząc co mam ze sobą zrobić, ponownie usiadłam na łóżku. Po chwili usłyszałam kroki. Rafał zaglądnął do środka. Widząc, że już nie śpię, usiadł na krześle przy biurku, twarzą do mnie.
- Dzień dobry - przywitał się.
- Cześć - odpowiedziałam.
- Słuchaj, gdy tak patrzyłem jak śpisz, coś sobie uświadomiłem. Ja... chyba się w tobie
zakochałem.
Kompletnie mnie zatkało i nie wiedziałam co mam powiedzieć. Czułam, że muszę stamtąd uciec.
- Przepraszam, nie mogę - powiedziałam i zerwałam się z miejsca.
Szybko ubrałam kurtkę, założyłam buty, i zostawiając za sobą kompletnie zdezorientowanego Rafała, uciekłam z mieszkania.
Minął rok i nadeszły kolejne wakacje. Nie cieszyłam się na nie tak, jak ostatnio. Ciocia
ponownie zaprosiła mnie do siebie. Zgodziłam się. Może powinnam odmówić? Ostatnio to co robię, a to, co powinnam robić, to dwie różne rzeczy - pomyślałam. Z westchnieniem dokończyłam pakowanie. Datą wyjazdu był pierwszy poniedziałek sierpnia, tak jak rok temu. Tym razem Ela nie wybierała się ze mną. Pojechali gdzieś z Mariuszem, nie wiem dokładnie, gdzie. Gdy nadszedł poniedziałek, obojętnie wsiadłam do pociągu. Mimo mojego znudzenia droga tak bardzo mi się nie dłużyła. Aby dostać się do domu cioci, należało przejechać pięć kilometrów autobusem. Wlokąc za sobą walizkę udałam się na pobliski przystanek.
- Kaśka? - usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam głowę i ujrzałam biegnącego w moją stronę Rafała. Na jego widok w moim brzuchu zaczęło się dziać coś dziwnego. Gdy tylko znalazłam się w zasięgu jego ramion przygarnął mnie mocno do siebie.
- Przepraszam, że tak wtedy uciekłam. Nie byłam pewna...
- Czego nie byłaś pewna? - zapytał.
Spojrzał mi w oczy.
- Ja... Wciąż jestem w tobie zakochana.