niedziela, 6 września 2015

Przeklęte jezioro

Witajcie kochani! Po bardzo długiej nieobecności tutaj (żeby nie było, nie próżnowałam) zrealizowałam kolejny pomysł, który już od dość dawna siedział w mojej głowie. Pisanie książki utknęło w martwym punkcie i nie mam pojęcia jak ruszyć z tym dalej. Chyba po prostu napiszę to od nowa. Wiecie, to po prostu nie wygląda tak, jakbym sobie tego życzyła. Albo po prostu jest dla mnie jeszcze za wcześnie, żeby porywać się na powieść. W każdym razie zapraszam was do lektury mojego najnowszego opowiadania. Miłego czytania! Byłoby miło zobaczyć jakiś komentarz... ;).

*
 
Piotr patrzył na pogrążoną w myślach Julię. Siedziała naprzeciw niego, wyciągając przed siebie smukłe ramiona. Gdyby nie miała zamkniętych oczu, nie wpatrywałby się niemal bezczelnie w jej twarz. Kosmyki włosów koloru słomy tańczyły delikatnie wokół jej twarzy, wprawiane w ruch delikatnymi powiewami wiatru. Otworzyła jedno oko i wykrzywiła usta w uśmiechu. Wyciągnęła rękę i chwyciła jego dłoń, splatając ze sobą ich palce. Trwała w niepodobnym do siebie milczeniu. Zerwała się nagle z drewnianej ławeczki i zarzucając ramiona na szyję zaskoczonego Piotra, cmoknęła go w policzek. Pod wpływem gwałtownego ruchu Julii łódka zakołysała się na gładkiej tafli wody. W powietrze uniósł się ich wesoły śmiech. Dziewczyna usiadła, nagle poważniejąc. Piotr chwycił wiosła, przedtem ułożone na drewnianym dnie łódki. Zaczął powoli wiosłować, wprawiając w ruch niewielki środek transportu.
- Nie wracajmy jeszcze – odezwała się Julia.
- Miło się siedzi, ale niedługo zajdzie słońce.
- Wiem – posłała mu łobuzerski uśmiech.
- Czy ty coś knujesz? – zapytał.
- Pływałeś kiedyś o zachodzie słońca? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Kilka razy – wzruszył ramionami. – Czekaj, co ty...
Nie zdążył dokończyć pytania. Julia w błyskawicznym tempie zdjęła tenisówki i wskoczyła do wody. Chłopak przestał wiosłować. Julia zaczęła brodzić beztrosko w wodzie. Złociste światło zachodzącego słońca grało jej na powierzchni.
- Dołącz do mnie – poprosiła, podpływając do łódki.
- Lepiej będzie, jeśli wrócimy przed nocą – zaoponował.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz. Wciągnij mnie – wyciągnęła ku niemu dłoń.
Piotr wychylił się za burtę i wyciągnął rękę w jej stronę. Zanim jednak zdołał złapać dziewczynę, poczuł uderzenie o dno łódki. Zakołysała się niebezpiecznie.
- Co to było?! wrzasnął, próbując zachować równowagę.
- Nie wiem! Pomóż mi! – zawołała, spanikowana.
Zaczęła gorączkowo rozglądać się dookoła. Popłynęła w stronę Piotra, który próbował utrzymać się na chybocącej się łódce. Chłopak spojrzał w jej stronę.
- No, dalej. Zaraz cię dosięgnę i spadamy stąd.
Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia, kiedy zobaczył, że Julia próbuje przed czymś uciec. Przed czymś, co właśnie wciągnęło ją pod wodę. Zobaczył, jak wynurzyła głowę, gorączkowo zaczerpnęła tchu i z powrotem znikła pod migocącą powierzchnią.
- Julia? Julia! – nawoływał, jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Woda uspokoiła się. Zapadła złowroga cisza. Piotr uparcie wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknęła dziewczyna. Miał nadzieję, że lada chwila wynurzy się i ze śmiechem wyzna, że tylko żartowała. Nic takiego jednak się nie stało. Po upływie kilka minut wskoczył do wody. Zaczerpnął powietrza i zanurkował. Po omacku szukał swojej dziewczyny. Nie zwracał uwagi na chłód wody ani na brak światła słonecznego, który utrudnił mu widoczność. Wynurzał się i nurkował jeszcze kilkakrotnie. Nie natrafił na żaden ślad Julii. W końcu uznał, że sam jej nie znajdzie. Dopłynął do łódki i wdrapał się na pokład. Oddychając ciężko, rzucił się w kierunku telefonu komórkowego, który na szczęście nie tkwił w jego kieszeni. W końcu udało mu się opanować drżenie rąk i wybrać numer straży przybrzeżnej. Po zakończonej rozmowie usiadł na swoim miejscu. Ukrył twarz w dłoniach. Nie pozostało mu już nic innego. Mógł już tylko czekać. I modlić się o cud...

*

Ekipa poszukiwawcza nie dopuściła go więcej do wody. Uznali, że mają wystarczająco dużo ludzi i poradzą sobie bez niego. W zamian odmówił udania się do domu. Owinął się w podany mu koc i usiadł na pomoście. Bezmyślnie wpatrywał się w atramentowe wody jeziora, w których odbijało się światło księżyca. Włosy przylepiły mu się do czoła, a ciało ogarnęły dreszcze. Był przemoczony i zmarznięty. Nie przejmował się sobą. Trwając w odrętwieniu, czekał na jakikolwiek znak, sygnał, że ją znaleźli. Przed oczami rysowała mu się przerażona twarz Julii w chwili, kiedy widział ją po raz ostatni. Przeklinał w myślach swoją bezsilność. Poczuł dotyk na ramieniu. Podskoczył przestraszony i odwrócił głowę. Za nim stał mężczyzna, który przewodził całej akcji poszukiwawczej. Od zaginięcia Julii minęło kilka godzin, a Piotr czuł się, jakby w tym czasie przybyło mu co najmniej kilka lat. Wstał, w oczekiwaniu na słowa, która zaraz miały paść z ust stojącego przed nim człowieka. Mężczyzna stał jednak w ciszy, lustrując wzrokiem twarz Piotra.
- Czy... znaleźliście ją? – zapytał, chociaż bardzo bał się odpowiedzi.
- Przykro mi. Zrobiliśmy, co było w naszej mocy. Powierzchnia jeziora jest bardzo duża. Poza tym, minęło już sporo czasu. Pewnie już nie żyje – podsumował wprost.
Piotr zatkał sobie uszy. Nie chciał tego słuchać. Julia na pewno żyje. Pewnie wypłynęła na brzeg kilkaset metrów od niego, a teraz czeka na niego w domu, popijając gorącą czekoladę. Tak... wszystko musi dobrze się skończyć.
Jego chaotyczne rozmyślania przerwał ból, który rozszedł się falą po jego ciele. Z jękiem osunął się na drewniany podest.

*

Rok później

Z tamtego dnia Piotr wyniósł tylko wspomnienia spowite mgłą oraz rozciętą skroń, po której została blizna, kiedy uderzył głową o pomost. Jedak rany na duszy goją się znacznie wolniej niż te cielesne. Gdyby chociaż miał pewność, że ona nie żyje. Ciała nie odnaleziono, a po tamtej feralnej nocy szybko zaprzestano poszukiwań. W końcu ileż można przeczesywać w kółko i w kółko tę samą powierzchnię wody? Po upływie kilku miesięcy uznał, że pora wreszcie wrócić do normalnego życia. Przyszło mu to z trudem, owszem, ale z każdym dniem lepiej dawał sobie radę. Nie znalazł sobie nowej dziewczyny. Uważał, że zdradziłby tym pamięć o Julii, która wciąż żyła w jego pamięci.
Usłyszał dźwięk budzika. Machinalnie wyciągnął rękę, aby wyłączyć hałaśliwe urządzenie. Chwilę leżał na skotłowanej pościeli, przypominając sobie, że zbliża się rocznica ich tragicznej w skutkach randki na jeziorze. Gdy zamknął oczy, zobaczył ją. Pod powiekami jawiła mu się niczym widmo. Włosy koloru słomy, piękny uśmiech. Tenisówki, które zdjęła tamtego wieczoru, a które wciąż trzymał w domu – zakopane pod stertą rzeczy w szafie. Potrząsnął głową, aby pozbyć się natrętnych obrazów. Znów wkroczył w objęcia rzeczywistości.
Pora się zbierać – pomyślał, trąc zaspane oczy. Gdyby nie dorabiał sobie jako kelner w pobliskiej restauracji, zapewne całe dnie spędzałby w łóżku. Właściwie, lubił tę pracę. Kontakt z ludźmi ratował go przed utonięciem w morzu samotności.
Pół godziny później szedł już w stronę miejsca pracy. Wszedł raźnym krokiem do małego lokalu, w którym krzątali się jego współpracownicy.
- Jak leci? – zapytała Agnieszka, szatynka o zgrabnej figurze.
- Jakoś – Piotr wzruszył ramionami, posyłając dziewczynie uprzejmy uśmiech.
- To świetnie. Słuchaj, muszę skoczyć po serwetki. Zajmij się tym przez moment, okej?
Nie powiedział ani słowa, kiedy wręczyła mu stos świeżych obrusów i odeszła sprężystym krokiem w stronę zaplecza.
Następne godziny minęły mu szybko. Zwłaszcza od chwili, kiedy do środka zaczęli wsypywać się klienci. Pojawiali się w małych grupkach lub osobno, zajmując miejsca. Niektórzy od razu po spożyciu posiłku wymykali się z sali. Inni zaś – spędzali czas na rozmowie lub samotnie popijając kawę bądź herbatę, oddawali się swobodnym rozmyślaniom. Żaden człowiek, częstowany przez obsługę profesjonalnym uśmiechem, nie zwrócił na siebie szczególnej uwagi Piotra.
Dopiero kiedy poczuł na sobie świdrujące spojrzenie, uważniej rozejrzał się po wnętrzu restauracji.
W najbardziej oddalonym kącie sali siedziała kobieta, bez zażenowania śledząc uważnym wzrokiem każdy ruch Piotra. Ponieważ stolik przy którym siedziała pogrążony był w mroku, w oczy rzucały mu się tylko uszminkowane na krwistą czerwień usta, do których rytmicznie przykładała małą filiżankę, upijając niewielkimi łykami znajdujący się w niej napój. Gdy ich oczy się spotkały, uśmiechnęła się półgębkiem.
Drobne wykrzywienie ust przez nieznajomą zachęciło Piotra i jak zahipnotyzowany ruszył w jej kierunku.
Dostrzegł czekoladową barwę jej oczu, śniadą cerę, krótką, postrzępioną fryzurę, włosy pofarbowane na bordowo.
Stanął przy okrągłym stoliku z pojedynczym krzesłem i odchrząknął. Dziwił się, skąd nabrał nagle tyle śmiałości.
Nieznajoma uniosła głowę. Tajemniczy półuśmiech nagle się poszerzył. Zaciekawienie malujące się na jej twarzy mieszało się z zaskoczeniem.
- Coś nie tak? - zapytała.
- Cóż, ja... zauważyłem, że pani mi się przygląda, więc... Może ja już pójdę – plątając się w swojej wypowiedzi, zabrał się do odejścia.
- To przez pana oczy.
- Słucham? – obrócił się przez ramię.
- Przez oczy – powtórzyła. – Są takie smutne.
Przez twarz nieznajomej przemknął cień, jakby na potwierdzenie szczerości jej słów. Piotr przystanął w półkroku i w zamyśleniu podrapał się po głowie. Nie wiedział, jak ma zinterpretować usłyszane słowa. Zanim zdążył odpowiedzieć cokolwiek, kobieta wstała z miejsca i położyła dziesięciozłotowy banknot obok w połowie wypitej kawy. Minęła go bez słowa i szybkim krokiem, balansując na wysokich obcasach, wyszła z lokalu. Niewiele myśląc Piotr ruszył za nią. Jednak kiedy wyjrzał na ulicę, nie mógł wyłuskać wzrokiem jej postaci spośród tłumu przechodniów.
Poczuł na ramieniu czyjś dotyk. Obrócił się i napotkał karcący wzrok Agnieszki.
- Co ty wyprawiasz, durniu? Chcesz, żeby cię wylali? Wracaj do roboty.
Nie czekając aż podąży za nią, ruszyła właściwym dla siebie energicznym krokiem do środka. Piotr westchnął i rzuciwszy ostatnie, tęskne spojrzenie w kierunku w którym zniknęła piękna nieznajoma, wszedł do restauracji.

*

Już zapomniał jakie to uczucie na coś czekać. Jednak gdy następnego dnia szykował się do pracy poczuł to: dreszcz oczekiwania i lekki niepokój.
Ubrał się staranniej niż zwykle, chociaż w pracy i tak musiał zmieniać strój. Ogolił się dokładnie i użył perfum, czego nie robił już od bardzo dawna. Zaśmiał się po cichu ze swoich poczynań. Miał świadomość tego, że tajemnicza kobieta z bordowymi włosami może już nigdy nie pojawić się w restauracji. Chwytał się jednak nadziei. Może... może znów ją zobaczę – myślał. Coś w nim obudziła, to było pewne. Jedno zdanie wystarczyło, aby wyrwać go z monotonii dnia codziennego.
Ku jego rozczarowaniu nie pojawiała się. Cały czas rzucał ukradkowe spojrzenia w stronę zacienionego kąta, odczuwając zawód. Agnieszka poprosiła go na stronę, kiedy w roztargnieniu potrącił wychodzącego z lokalu klienta. Piotr zauważył, że nawet nachmurzona mina nie ujmuje jej urody.
- Co się z tobą dzieje? Od wczoraj jesteś jakiś rozdrażniony. Znaczy, bardziej niż zwykle, a to jest już dziwne.
- Nic się nie dzieje. Może to zmęczenie.
- Zmęczenie? Nie mydl mi oczu. Znowu o niej myślisz, prawda?
Agnieszka była jedyną osobą, której powiedział, co stało się z Julią. Albo raczej, co prawdopodobnie się stało. Nie wiedział przecież niczego na pewno. Wydała mu się godna zaufania i nie pomylił się co do niej. Nie pisnęła nikomu ani słowa.
- Zdziwisz się, ale tym razem, to nie ona.
- Jak to nie? Poznałeś kogoś? Opowiadaj! – klasnęła w dłonie i nachyliła się bliżej w jego stronę z konspiracyjnym wyrazem twarzy.
- Właściwie, to nie ma co opowiadać. Powiedz mi, jak to jest możliwe. Jedno spojrzenie, jedno zdanie, które do mnie skierowała, a ja mam ochotę poznać ją bliżej.
- Wiesz co to znaczy? – uśmiechnęła się szeroko.
- Co?
- Jesteś gotowy zapomnieć o Julii! – pisnęła i rzuciła mu się na szyję.
- Oj tam, od razu zapomnieć – burknął, wyplątując się z objęć koleżanki.
- Kiedy to dobrze ci zrobi. Zaczniesz normalnie żyć, a nie tylko oddychać i chodzić jak automat.
Po rozmownie z Agnieszką wrócił do pracy. Do końca jego zmiany nie wydarzyło się nic, co można by uznać za odchylenie od normy. Był szczęśliwy, kiedy mógł wreszcie pójść do domu.
Na ulicy owiał go chłodny, wieczorny wietrzyk. Odetchnął głęboko i ruszył w stronę swojej kamienicy. Zatrzymał się, widząc znajomą kobietę o bordowych włosach. Stała kilka metrów od niego. Opierała się o mur, z nonszalancją podpalając cienkiego papierosa. Na nogach miała znane mu już wysokie szpilki. Czarna sukienka podkreślała jej zgrabną figurę. Miała zamknięte oczy.
W Piotrze zamarło serce. Z kołaczącym w piersi organem biegiem pokonał dzielącą ich odległość. Stanął blisko niej, bojąc się odezwać. W tym momencie żałował, że Julia namówiła go do rzucenia papierosów. W tym momencie miałby przynajmniej co robić z rękami.
Julia, Julia. Jakże duży wpływ miała na jego życie. Nieświadomie wypuścił głośno powietrze z płuc, ściągając na siebie spojrzenie nieznajomej.
Otworzyła oczy, z zaciekawieniem rozglądając się na boki. Gdy podchwyciła jego spojrzenie, uśmiechnęła się tylko tajemniczo. Niecierpliwym gestem odgarnęła grzywkę wpadającą do jej oczu.
- Szukałeś mnie – to nie było pytanie.
- Owszem. Powiedz mi, jakich czarów użyłaś? Nie mogę przestać o tobie myśleć.
- To nie czary – prychnęła – Kobieta powinna wiedzieć, jak zainteresować sobą mężczyznę. Za to ty nie potrzebujesz sztuczek. Twoje smutne oczka działają jak magnez. Powiedz mi, jaką tajemnicę skrywasz?
- Kim jesteś? – zapytał tylko, zafascynowany – Zjawą?
- Jestem żywa – zaśmiała się w odpowiedzi. – Mogę pokazać ci, jak bardzo.
Stanęła przed nim i z determinacją w oczach pochyliła głowę w jego stronę. Zesztywniał, kiedy wplotła palce w jego włosy.
- Coś nie tak? – szepnęła mu do ucha, na co przeszedł go dreszcz.
- Nie chodzi o to, że nie chcę... Jesteś bardzo atrakcyjna, ale ja... ja już z kimś jestem – jak zwykle, plątał mu się przy niej język.
Słowa Piotra podziałały na nią jak kubeł zimnej wody. W momencie odsunęła się od niego na długość ramienia. Była wściekła. Wymierzyła mu siarczysty policzek.
- W takim razie co tu robisz?! Idź do niej!! Jaka ja jestem naiwna!!
Przestała krzyczeć, kiedy w jej czekoladowych oczach zalśniły łzy. Odwróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie, nie zważając na wysokie obcasy, jakie miała na nogach. Piotr chciał coś powiedzieć, zatrzymać ją, ale stał jak sparaliżowany.
Po chwili widział przed sobą tylko jej sukienkę powiewającą w oddali i bordowe włosy lśniące w świetle latarni ulicznych. Odruchowo potarł piekący policzek.
- Kretyn! – zawył i uderzył pięścią w ścianę najbliżej stojącego budynku.
Otarte knykcie sprawiły mu dziką satysfakcję. Stał na środku chodnika, nie wiedząc, co z sobą zrobić. Spektakularnie wszystko spartolił i zranił jedyną dziewczynę, na którą zwrócił uwagę od roku. Wyciągnął z kieszeni dżinsów telefon komórkowy i wybrał numer Agnieszki. Nie odbierała.
- Pięknie – prychnął.
Nie miał z kim porozmawiać. Na rodziców nie miał co liczyć. Uważali Julię za definitywnie martwą. Brat studiował w innym mieście. Potrzebował w tym momencie rozmowy w cztery oczy. Przeczesał palcami ciemne włosy. Uznał, że nie ma po co dłużej stać na ulicy. Klnąc na czym świat stoi, udał się do swojego mieszkania.

*

Uniósł do ust parujący kubek i upił łyk herbaty z imbirem. Siedział w mikroskopijnych rozmiarów kuchni u Agnieszki. Po godzinie bezcelowego krążenia po mieszkaniu nie wytrzymał i poszedł do przyjaciółki bez uprzedzenia. Na szczęście była w domu. Szatynka powitała go ze zmarszczonymi drzwiami, widząc jego rozgorączkowane spojrzenie. Wciągnęła go do środka i usadziła na krześle, a sama zaczęła lawirować między szafkami. W końcu usiadła naprzeciw niego. Wysłuchała jego opowieści, nie przerywając mu ani słowem. Skwitowała to krótko:
- No, koleś. Widowiskowo spieprzyłeś sprawę.
- Wiem. I nie przyszedłem tu po to, żebyś pogłaskała mnie po główce. Dzięki.
- Nie ma sprawy – wstała z krzesła i klepnęła go w ramię.
Zabrała kubki do zlewu. Nim odkręciła kurek z ciepłą wodą, odrzuciła za ramię długie, proste włosy.
- Wiesz już, co musisz zrobić? – jej słowom akompaniował szum wody.
- Co?
- Pożegnać się. Na dobre.
- Wiem. Gdyby to tylko było takie łatwe. Wciąż czuję jej obecność.
- Ona nie żyje, Piotrek. Nie chciałam mówić ci tego wprost, ale przyjmij to do wiadomości. Ona. Nie. Żyje. Pogódź się z tym.
Przygotowała się mentalnie na atak histerii, gwałtowne zaprzeczanie czy krzyki przyjaciela. Nic takiego jednak się nie stało.
- Piotrek? Żyjesz?
- Żyję. Wiesz co? Masz rację. Zbliża się rocznica... Pójdę tam – postanowił stanowczo.
- Jesteś pewny?
- Tak. Aga?
- Co?
- Wiesz, jak ona ma na imię? Znasz ją?
- Przykro mi. Nie mogę nic o niej powiedzieć.

*

W przeddzień rocznicy randki Julii i Piotra w sercu chłopaka zapanowało nerwowe podniecenie. Przez ostatnie dni nie widział ani razu Widmowej Dziewczyny, jak nazwał ją w myślach. Z okazji zbliżającego się ważnego dnia wziął wolne w pracy, czego jednak pożałował, ponieważ nie mógł znaleźć dla siebie żadnego zajęcia. Kręcił się bez celu po okolicy i przechadzał się koło restauracji z nadzieją, że ją zobaczy. Nigdzie jednak się nie pojawiała. Gdyby znał chociaż jej imię! Mógłby popytać o nią sąsiadów. Nie wiedział jednak o niej niczego. Nawet tego, czy mieszkała w okolicy. Nadal złorzeczył na siebie w myślach za to, że tak ją zranił. Oczarowała go, to było pewne. Była piękna, a on dziwił się, jak mogła zwrócić na niego uwagę.
Opadł zrezygnowany na ławkę przed sklepem spożywczym. Po chwili namysłu wpadł do środka i kupił paczkę papierosów. Ten widok Julia skwitowałaby krzywym spojrzeniem, a on poczułby się niczym skarcony uczniak. Był dorosły, mógł robić co chciał, a jego dawna miłość już nie miała wpływu na jego życie oraz na podejmowane przez niego decyzje.
Z lubością zaciągnął się nikotynowym dymem. Ledwo zwrócił uwagę na szczupłą osobę, która usiadła obok niego. Miała kaptur na głowie, dlatego nie dostrzegł jej twarzy. Oprócz dużej spranej bluzy osoba miała na sobie wytarte dżinsy i adidasy. Ubranie skutecznie maskowało płeć przybysza.
- Dlaczego nie mogę o tobie zapomnieć? – do jego uszu dobiegło zadane poirytowanym tonem pytanie.
W piersi Piotra załomotało serce. Znał ten głos. Należał do niej. Do Widmowej Dziewczyny. Odwrócił się w jej stronę w momencie, kiedy odsłoniła swoją drobną twarz i zmierzwiła palcami krótkie, bordowe włosy.
- Już myślałem, że cię nie zobaczę.
- I nie zobaczyłbyś, gdybym była mądra. Ale jak widać, nie jestem. – oparła głowę o oparcie ławki i wyciągnęła przed siebie nogi.
- Muszę ci coś powiedzieć... – zaczął.
- Poczekaj – przerwała mu. – Wiem, że masz dziewczynę i nie powinnam wpieprzać się w wasz związek. Nie umiem tego wyjaśnić, ale musiałam cię zobaczyć, rozumiesz?
- Chyba rozumiem. Ja... jestem sam. To znaczy, nie mam dziewczyny. Okłamałem cię. Spanikowałem. Przepraszam.
- Co? Dlaczego to zrobiłeś?
- Nie chciałem cię zranić. To przez mój... poprzedni związek.
- Co się stało?
- Nie żyje.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i przyłożyła dłoń do ust w geście przerażenia. Po chwili wtuliła się mocno w siedzącego obok Piotra. Machinalnie odwzajemnił uścisk, oplatając rękami drobne ciało towarzyszki.
- Tak mi przykro. Tak bardzo mi przykro – wyszeptała w jego podkoszulek.
- To było dawno, ale ona ciągle trzyma mnie przy sobie. Jutro jest rocznica. Muszę się pożegnać.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Pójdź ze mną nad jezioro. Niczego więcej nie potrzebuję.
Spojrzała na niego, a w jej oczach malowało się zdecydowanie.
- Dobrze – odparła – Zróbmy to.

*

Po spotkaniu przed sklepem udali się do mieszkania Piotra, gdzie oddali się miłej rozmowie. Bordowo-włosa patrzyła z uznaniem na krzątającego się pewnie po kuchni chłopaka. Po upływie godziny uraczył ją wyśmienitym obiadem, który został ukoronowany lampką wina. Aż do wieczora gawędzili, oglądając telewizję. Po prostu cieszyli się swoim towarzystwem. Piotr był mile zaskoczony tym, jak swobodnie czuje się w jej towarzystwie. Była przeciwieństwem Julii pod każdym względem, ale nie przeszkadzało mu to. Patrzył zadowolony na jej roześmiane oczy i szczupłą sylwetkę, która w końcu wyłoniła się spod obszernej bluzy.
W pewnym momencie uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Co się stało? – zapytała rozbawiona.
- Nie zapytałem cię o imię.
- A nie podobam ci się bardziej, kiedy jestem bezimienna? – uniosła jedną brew w figlarnym geście.
- Nie. Imię sprawi, że będziesz dla mnie rzeczywista.
- Teraz nie jestem? – ciągle się z nim droczyła.
- Nie. – splótł ręce na piersi.
- W takim razie dobrze. Mam na imię Kinga.
- Kinga – powtórzył machinalnie.
- Tak, Kinga – roześmiała się dźwięcznie.
- A więc, Kingo, co masz ochotę robić do końca dnia?
W odpowiedzi wstała z kanapy, podeszła do niego i oplotła ramionami jego szyję. Gdy już oderwali się od siebie, Piotr wziął ją na ręce, utwierdzając się w przekonaniu, iż Kinga jest nie tylko drobna, ale i lekka. Spojrzał na nią z niemym pytaniem w oczach. Dziewczyna ledwo dostrzegalnie skinęła głową.
- Jesteś pewna? – zapytał.
- Jestem już dużą dziewczynką. Wiem, co robię.
Piotr pochylił się ku niej i pocałował ją w czoło.

*

Piotr przekręcił się na drugi bok, próbując zignorować promienie słoneczne, które wtargnęły do jego sypialni przez niezasłonięte okno. Nie otwierając oczu, uśmiechnął się leniwie i wyciągnął przed siebie ramiona. Miał nadzieję natrafić na drobne ciało Kingi, jednak jego dłonie prześliznęły się po pustym łóżku. Otworzył oczy i zmarszczył brwi. Był sam. Usiadł i wtedy zobaczył małą karteczkę leżącą na poduszce, na której jeszcze kilka godzin wcześniej znajdowały się bordowe kosmyki. Szybko chwycił kawałek papieru, na którym ładnym charakterem pisma nakreślone były następujące słowa:
Nie martw się, nie uciekłam.
Poszłam tylko do domu się przebrać.
Niedługo się zobaczymy!
Buziaki, K.
Odetchnął z ulgą. Już zdążyła przerazić go myśl, że stracił kolejną osobę, na której mu zależy. Znał Kingę od kilku dni i dziwił się, w jak wielkim stopniu zawładnęła jego myślami. Następne myśli, jakie natrętnie mu się nasunęły, dotyczyły rocznicy randki z Julią, która wypadała właśnie tego dnia. Zastanawiał się nad tym, jak powinno przebiec owe pożegnanie. Może kupi białe lilie, przewiąże je sznurówkami tenisówek, a następnie razem z butami pośle bukiet na dno. Tak, ten pomysł wydał mu się niegłupi. Zapytam Kingę, ona podzieli się ze mną szczerą opinią – pomyślał.
Wstał z łóżka i udał się pod prysznic. Nie zamierzał spędzić w łóżku więcej czasu. Chciał jak najszybciej załatwić sprawę i odzyskać wolność.
Wyszedł z łazienki, wycierając mokre włosy ręcznikiem. Skierował się w stronę kuchni, skąd dobiegł go szczęk talerzy. Stanął w progu i zobaczył Kingę, która nalewała parującą kawę do kubków. Na małym stoliku stały już świeże bułeczki, rogaliki, masło oraz dżem. Bordowo-włosa odwróciła się do niego z promiennym uśmiechem.
- Mam nadzieję, że jesteś głodny. Pomyślałam sobie, że sama coś przygotuję, ale nie umiem gotować, więc wybacz za gotowce.
- Wygląda wspaniale – podszedł do niej i cmoknął ją w policzek.
Przyjrzał się jej dokładniej. Wczorajszy strój zastąpiła czarna sukienka na ramiączkach nad kolano. Szczupłą talię Kingi opasał wąski, atłasowy gorset typu underbust w kolorze krwistej czerwieni. Bordowe włosy były lekko zmierzwione, przewiązane czarną wstążką. Na nogach miała eleganckie, czerwone czółenka.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział z uznaniem.
- Dziękuję. Teraz siadaj i jedzmy. Mamy dziś coś do zrobienia.
Godzinę później wysiedli z autobusu na obrzeżach miasta. Aby dostać się nad jezioro, musieli pokonać pieszo kilka kilometrów. Stanęli na zakurzonym chodniku w pełnym południowym słońcu. Piotr spojrzał z powątpiewaniem na buty Kingi. Ta w odpowiedzi tylko prychnęła, i z torebki, którą nosiła na ramieniu, wyciągnęła trampki, które widział już poprzedniego dnia. Przytrzymując się ramienia towarzysza, szybko zmieniła obuwie.
- No, teraz możemy pospacerować – rzuciła wesoło.
- Rzeczywiście.
Resztę drogi pokonali w ciszy. Piotr był zdziwiony, jak Kinga może oddychać w swoim stroju. Nie spieszyli się jednak, uznał więc, że zbytnio się nie męczy i zadowala się płytkimi oddechami. Raz po raz mocniej ściskała jego rękę, jak gdyby chciała dodać mu otuchy.
W końcu dotarli na miejsce. Ich oczom ukazał się spokojny i malowniczy krajobraz. Taflę jeziora, którego kresu nie dostrzegali, okalały drzewa oraz wysoka trawa. Przy pomoście kołysała się, zacumowana samotnie, mała drewniana łódka. Piotr nie był pewny, czy to ta sama sprzed roku, wyglądała jednak bardzo podobnie. W samej okolicy także niewiele się zmieniło. Stanęli nad brzegiem spokojnej, niczym nie zmąconej toni. Spojrzeli na swoje oblicza odbijające się w wodzie niczym w zwierciadle. Kinga wyciągnęła ze swojej torebki, w której najwyraźniej mogło zmieścić się wszystko, bukiet białych lilii i podała go Piotrowi. Następnie wyciągnęła znoszone tenisówki bez sznurówek, i je także wręczyła swemu towarzyszowi.
- Wrzucisz to stąd tak po prostu? – zapytała Kinga.
- Nie, lepiej będzie, jak trochę wypłynę.
- Jesteś pewien? – w jej głowie pojawiła się troska.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedział i przyciągnął ją do siebie.
Potarł ręką jej ramię i odszedł w stronę pomostu. Niepewnie oszacował stan łódki, po czym odcumował ją usadowił się w środku, kładąc obok siebie bukiet lilii oraz buty. Wyciągnął z dna dwa wiosła i miarowymi ruchami ramion powoli oddalał się od brzegu. Kinga weszła na podest i z samej krawędzi obserwowała go z niepokojem, modląc się, aby wszystko gładko przebiegło.
Piotr z kolei nie do końca świadomie zbliżał się do miejsca, w którym Julia wskoczyła do wody. W końcu przestał wiosłować i siedział przez chwilę z bezruchu. Odetchnął głęboko i wrzucił do wody kwiaty, a zaraz za nimi tenisówki. Na widok kołyszących się na wodzie przedmiotów poczuł satysfakcję i ulgę. Jakby pozbył się ciężkiego balastu, który zalegał mu na barkach przez długi czas. Ze wzrokiem utkwionym w wodzie powiedział cicho:
- Żegnaj. Już nie masz wpływu na moje życie. Jesteś martwa.
Martwa. Gdy wypowiedział na głos to słowo, zaczął w nie wierzyć. Julia nie żyła. Nie mogło być inaczej. Odwrócił się w stronę pomostu i pomachał Kindze, która stała, w pełnym napięcia oczekiwaniu. Odwzajemniła gest. Mogła nawet się uśmiechnąć, ale był nieco za daleko, aby stwierdzić to z całą pewnością. Bordowo-włosa powiedziała do siebie cicho:
- To już koniec. Przegrałaś.
Odprężony i z uczuciem wolności, Piotr chwycił w dłonie wiosła i zaczął odpływać w stronę brzegu. Wtedy usłyszał plusk wody. Odwrócił się, a jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
Z wody wychynęła blada, pomarszczona ręka, chwyciła bukiet i wciągnęła go pod powierzchnię. Za chwilę to samo stało się z tenisówkami. Chłopak stłumił okrzyk przerażenia i z niedowierzaniem potarł oczy. Ku jego rozczarowaniu nic co zobaczył nie było ułudą. Bukietu oraz butów na powierzchni już nie było.
- Co jest, do cho...
Nie zdążył jednak dokończyć zdania. Poczuł, jak coś uderzyło w dno łódki, przewracając ją do góry dnem. Piotr złapał oddech, parskając i młócąc ramionami powierzchnię wody.
Kinga, widząc z brzegu, co się stało, zaczęła krzyczeć. Na nic jednak zdał się jej głośny wrzask – w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby im pomóc. Wskoczyłaby za Piotrem do wody bez zastanowienia, ale nie umiała pływać. Zaszkodziłaby tylko im obojgu. Drżącymi dłońmi zdołała wyciągnąć telefon i łamiącym się głosem wezwać pomoc. W głębi duszy wiedziała jednak, że przybędą za późno. Mogła już tylko obserwować małą sylwetkę Piotra, unoszącą się na wodzie.
- No już, dalej! Płyń! – krzyczała, ale wątpiła, czy ją usłyszał.
Piotr omiótł wzrokiem taflę jeziora dookoła niego, która ni stąd, ni zowąd się uspokoiła. Wszechobecna cisza wcale go nie uspokoiła. Zaczął racjonalnie myśleć i zbliżył się do przewróconej łódki. Nie dotknął jej nawet. Poczuł zimny i mocny ucisk na kostce. Został wciągnięty pod powierzchnię. Z zamkniętymi oczami na próżno próbował się uwolnić. Ogarnął go szaleńczy strach. W ostatnim, rozpaczliwym geście otworzył oczy i zaczerpnął wody w płuca. Ujrzał czysty błękit znajomych tęczówek...
Na brzegu funkcjonariusze starali się dotrzeć do ogarniętej histerią Kingi. Wykrzykiwała: „Zabrała mi go! Po prostu mi go zabrała!”. Kiedy nie mogła już krzyczeć, z jej oczu strumieniem puściły się łzy rozpaczy.
- Proszę pani? Może mi pani powiedzieć, co się stało? – mężczyzna potrząsnął jej ramieniem.
Kinga podniosła na niego nieprzytomny wzrok i wyszeptała:
- Miał takie smutne oczy.