Witajcie kochani! Po bardzo długiej nieobecności tutaj (żeby nie było, nie próżnowałam) zrealizowałam kolejny pomysł, który już od dość dawna siedział w mojej głowie. Pisanie książki utknęło w martwym punkcie i nie mam pojęcia jak ruszyć z tym dalej. Chyba po prostu napiszę to od nowa. Wiecie, to po prostu nie wygląda tak, jakbym sobie tego życzyła. Albo po prostu jest dla mnie jeszcze za wcześnie, żeby porywać się na powieść. W każdym razie zapraszam was do lektury mojego najnowszego opowiadania. Miłego czytania! Byłoby miło zobaczyć jakiś komentarz... ;).
*
Piotr patrzył na
pogrążoną w myślach Julię. Siedziała naprzeciw niego,
wyciągając przed siebie smukłe ramiona. Gdyby nie miała
zamkniętych oczu, nie wpatrywałby się niemal bezczelnie w jej
twarz. Kosmyki włosów koloru słomy tańczyły delikatnie wokół
jej twarzy, wprawiane w ruch delikatnymi powiewami wiatru. Otworzyła
jedno oko i wykrzywiła usta w uśmiechu. Wyciągnęła rękę i
chwyciła jego dłoń, splatając ze sobą ich palce. Trwała w
niepodobnym do siebie milczeniu. Zerwała się nagle z drewnianej
ławeczki i zarzucając ramiona na szyję zaskoczonego Piotra,
cmoknęła go w policzek. Pod wpływem gwałtownego ruchu Julii łódka
zakołysała się na gładkiej tafli wody. W powietrze uniósł się
ich wesoły śmiech. Dziewczyna usiadła, nagle poważniejąc. Piotr
chwycił wiosła, przedtem ułożone na drewnianym dnie łódki.
Zaczął powoli wiosłować, wprawiając w ruch niewielki środek
transportu.
- Nie wracajmy jeszcze – odezwała
się Julia.
- Miło się siedzi, ale niedługo
zajdzie słońce.
- Wiem – posłała mu łobuzerski
uśmiech.
- Czy ty coś knujesz? – zapytał.
- Pływałeś kiedyś o zachodzie
słońca? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Kilka razy – wzruszył
ramionami. – Czekaj, co ty...
Nie zdążył
dokończyć pytania. Julia w błyskawicznym tempie zdjęła tenisówki
i wskoczyła do wody. Chłopak przestał wiosłować. Julia zaczęła
brodzić beztrosko w wodzie. Złociste światło zachodzącego słońca
grało jej na powierzchni.
- Dołącz do mnie – poprosiła,
podpływając do łódki.
- Lepiej będzie, jeśli wrócimy
przed nocą – zaoponował.
Dziewczyna
wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz. Wciągnij mnie –
wyciągnęła ku niemu dłoń.
Piotr wychylił się
za burtę i wyciągnął rękę w jej stronę. Zanim jednak zdołał
złapać dziewczynę, poczuł uderzenie o dno łódki. Zakołysała
się niebezpiecznie.
- Co to było?! –
wrzasnął, próbując zachować równowagę.
- Nie wiem! Pomóż mi! –
zawołała, spanikowana.
Zaczęła
gorączkowo rozglądać się dookoła. Popłynęła w stronę Piotra,
który próbował utrzymać się na chybocącej się łódce. Chłopak
spojrzał w jej stronę.
- No, dalej. Zaraz cię dosięgnę i
spadamy stąd.
Oczy rozszerzyły
mu się z przerażenia, kiedy zobaczył, że Julia próbuje przed
czymś uciec. Przed czymś, co właśnie wciągnęło ją pod wodę.
Zobaczył, jak wynurzyła głowę, gorączkowo zaczerpnęła tchu i z
powrotem znikła pod migocącą powierzchnią.
- Julia? Julia! – nawoływał,
jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Woda uspokoiła
się. Zapadła złowroga cisza. Piotr uparcie wpatrywał się w
miejsce, gdzie zniknęła dziewczyna. Miał nadzieję, że lada
chwila wynurzy się i ze śmiechem wyzna, że tylko żartowała. Nic
takiego jednak się nie stało. Po upływie kilka minut wskoczył do
wody. Zaczerpnął powietrza i zanurkował. Po omacku szukał swojej
dziewczyny. Nie zwracał uwagi na chłód wody ani na brak światła
słonecznego, który utrudnił mu widoczność. Wynurzał się i
nurkował jeszcze kilkakrotnie. Nie natrafił na żaden ślad Julii.
W końcu uznał, że sam jej nie znajdzie. Dopłynął do łódki i
wdrapał się na pokład. Oddychając ciężko, rzucił się w
kierunku telefonu komórkowego, który na szczęście nie tkwił w
jego kieszeni. W końcu udało mu się opanować drżenie rąk i
wybrać numer straży przybrzeżnej. Po zakończonej rozmowie usiadł
na swoim miejscu. Ukrył twarz w dłoniach. Nie pozostało mu już
nic innego. Mógł już tylko czekać. I modlić się o cud...
*
Ekipa poszukiwawcza
nie dopuściła go więcej do wody. Uznali, że mają wystarczająco
dużo ludzi i poradzą sobie bez niego. W zamian odmówił udania się
do domu. Owinął się w podany mu koc i usiadł na pomoście.
Bezmyślnie wpatrywał się w atramentowe wody jeziora, w których
odbijało się światło księżyca. Włosy przylepiły mu się do
czoła, a ciało ogarnęły dreszcze. Był przemoczony i zmarznięty.
Nie przejmował się sobą. Trwając w odrętwieniu, czekał na
jakikolwiek znak, sygnał, że ją znaleźli. Przed oczami rysowała
mu się przerażona twarz Julii w chwili, kiedy widział ją po raz
ostatni. Przeklinał w myślach swoją bezsilność. Poczuł dotyk na
ramieniu. Podskoczył przestraszony i odwrócił głowę. Za nim stał
mężczyzna, który przewodził całej akcji poszukiwawczej. Od
zaginięcia Julii minęło kilka godzin, a Piotr czuł się, jakby w
tym czasie przybyło mu co najmniej kilka lat. Wstał, w oczekiwaniu
na słowa, która zaraz miały paść z ust stojącego przed nim
człowieka. Mężczyzna stał jednak w ciszy, lustrując wzrokiem
twarz Piotra.
- Czy...
znaleźliście ją? – zapytał, chociaż bardzo bał się
odpowiedzi.
- Przykro mi. Zrobiliśmy, co było
w naszej mocy. Powierzchnia jeziora jest bardzo duża. Poza tym,
minęło już sporo czasu. Pewnie już nie żyje – podsumował
wprost.
Piotr zatkał sobie
uszy. Nie chciał tego słuchać. Julia na pewno żyje. Pewnie
wypłynęła na brzeg kilkaset metrów od niego, a teraz czeka na
niego w domu, popijając gorącą czekoladę. Tak... wszystko musi
dobrze się skończyć.
Jego chaotyczne
rozmyślania przerwał ból, który rozszedł się falą po jego
ciele. Z jękiem osunął się na drewniany podest.
*
Rok później
Z tamtego dnia Piotr wyniósł tylko wspomnienia spowite mgłą oraz
rozciętą skroń, po której została blizna, kiedy uderzył głową
o pomost. Jedak rany na duszy goją się znacznie wolniej niż te
cielesne. Gdyby chociaż miał pewność, że ona nie żyje. Ciała
nie odnaleziono, a po tamtej feralnej nocy szybko zaprzestano
poszukiwań. W końcu ileż można przeczesywać w kółko i w kółko
tę samą powierzchnię wody? Po upływie kilku miesięcy uznał, że
pora wreszcie wrócić do normalnego życia. Przyszło mu to z
trudem, owszem, ale z każdym dniem lepiej dawał sobie radę. Nie
znalazł sobie nowej dziewczyny. Uważał, że zdradziłby tym pamięć
o Julii, która wciąż żyła w jego pamięci.
Usłyszał dźwięk budzika. Machinalnie wyciągnął rękę, aby
wyłączyć hałaśliwe urządzenie. Chwilę leżał na skotłowanej
pościeli, przypominając sobie, że zbliża się rocznica ich
tragicznej w skutkach randki na jeziorze. Gdy zamknął oczy,
zobaczył ją. Pod powiekami jawiła mu się niczym widmo. Włosy
koloru słomy, piękny uśmiech. Tenisówki, które zdjęła tamtego
wieczoru, a które wciąż trzymał w domu – zakopane pod stertą
rzeczy w szafie. Potrząsnął głową, aby pozbyć się natrętnych
obrazów. Znów wkroczył w objęcia rzeczywistości.
Pora się
zbierać – pomyślał, trąc
zaspane oczy. Gdyby nie dorabiał sobie jako kelner w pobliskiej
restauracji, zapewne całe dnie spędzałby w łóżku. Właściwie,
lubił tę pracę. Kontakt z ludźmi ratował go przed utonięciem w
morzu samotności.
Pół godziny później szedł już w stronę miejsca pracy. Wszedł
raźnym krokiem do małego lokalu, w którym krzątali się jego
współpracownicy.
- Jak leci? –
zapytała Agnieszka, szatynka o zgrabnej figurze.
- Jakoś –
Piotr wzruszył ramionami, posyłając dziewczynie uprzejmy uśmiech.
- To świetnie.
Słuchaj, muszę skoczyć po serwetki. Zajmij się tym przez moment,
okej?
Nie powiedział ani słowa, kiedy wręczyła mu stos świeżych
obrusów i odeszła sprężystym krokiem w stronę zaplecza.
Następne godziny minęły mu szybko. Zwłaszcza od chwili, kiedy do
środka zaczęli wsypywać się klienci. Pojawiali się w małych
grupkach lub osobno, zajmując miejsca. Niektórzy od razu po
spożyciu posiłku wymykali się z sali. Inni zaś – spędzali czas
na rozmowie lub samotnie popijając kawę bądź herbatę, oddawali
się swobodnym rozmyślaniom. Żaden człowiek, częstowany przez
obsługę profesjonalnym uśmiechem, nie zwrócił na siebie
szczególnej uwagi Piotra.
Dopiero kiedy poczuł na sobie świdrujące spojrzenie, uważniej
rozejrzał się po wnętrzu restauracji.
W najbardziej oddalonym kącie sali siedziała kobieta, bez
zażenowania śledząc uważnym wzrokiem każdy ruch Piotra. Ponieważ
stolik przy którym siedziała pogrążony był w mroku, w oczy
rzucały mu się tylko uszminkowane na krwistą czerwień usta, do
których rytmicznie przykładała małą filiżankę, upijając
niewielkimi łykami znajdujący się w niej napój. Gdy ich oczy się
spotkały, uśmiechnęła się półgębkiem.
Drobne wykrzywienie ust przez nieznajomą zachęciło Piotra i jak
zahipnotyzowany ruszył w jej kierunku.
Dostrzegł czekoladową barwę jej oczu, śniadą cerę, krótką,
postrzępioną fryzurę, włosy pofarbowane na bordowo.
Stanął przy okrągłym stoliku z pojedynczym krzesłem i
odchrząknął. Dziwił się, skąd nabrał nagle tyle śmiałości.
Nieznajoma uniosła głowę. Tajemniczy półuśmiech nagle się
poszerzył. Zaciekawienie malujące się na jej twarzy mieszało się
z zaskoczeniem.
- Coś nie tak?
- zapytała.
- Cóż, ja...
zauważyłem, że pani mi się przygląda, więc... Może ja już
pójdę – plątając się w swojej wypowiedzi, zabrał się do
odejścia.
- To przez pana
oczy.
- Słucham? –
obrócił się przez ramię.
- Przez oczy –
powtórzyła. – Są takie smutne.
Przez twarz nieznajomej przemknął cień, jakby na potwierdzenie
szczerości jej słów. Piotr przystanął w półkroku i w
zamyśleniu podrapał się po głowie. Nie wiedział, jak ma
zinterpretować usłyszane słowa. Zanim zdążył odpowiedzieć
cokolwiek, kobieta wstała z miejsca i położyła dziesięciozłotowy
banknot obok w połowie wypitej kawy. Minęła go bez słowa i
szybkim krokiem, balansując na wysokich obcasach, wyszła z lokalu.
Niewiele myśląc Piotr ruszył za nią. Jednak kiedy wyjrzał na
ulicę, nie mógł wyłuskać wzrokiem jej postaci spośród tłumu
przechodniów.
Poczuł na ramieniu czyjś dotyk. Obrócił się i napotkał karcący
wzrok Agnieszki.
- Co ty
wyprawiasz, durniu? Chcesz, żeby cię wylali? Wracaj do roboty.
Nie czekając aż podąży za nią, ruszyła właściwym dla siebie
energicznym krokiem do środka. Piotr westchnął i rzuciwszy
ostatnie, tęskne spojrzenie w kierunku w którym zniknęła piękna
nieznajoma, wszedł do restauracji.
*
Już zapomniał jakie to uczucie na coś czekać. Jednak gdy
następnego dnia szykował się do pracy poczuł to: dreszcz
oczekiwania i lekki niepokój.
Ubrał się staranniej niż zwykle, chociaż w pracy i tak musiał
zmieniać strój. Ogolił się dokładnie i użył perfum, czego nie
robił już od bardzo dawna. Zaśmiał się po cichu ze swoich
poczynań. Miał świadomość tego, że tajemnicza kobieta z
bordowymi włosami może już nigdy nie pojawić się w restauracji.
Chwytał się jednak nadziei. Może... może znów ją zobaczę –
myślał. Coś w nim obudziła, to było pewne. Jedno zdanie
wystarczyło, aby wyrwać go z monotonii dnia codziennego.
Ku jego rozczarowaniu nie pojawiała się. Cały czas rzucał
ukradkowe spojrzenia w stronę zacienionego kąta, odczuwając zawód.
Agnieszka poprosiła go na stronę, kiedy w roztargnieniu potrącił
wychodzącego z lokalu klienta. Piotr zauważył, że nawet
nachmurzona mina nie ujmuje jej urody.
- Co się z tobą
dzieje? Od wczoraj jesteś jakiś rozdrażniony. Znaczy, bardziej
niż zwykle, a to jest już dziwne.
- Nic się nie
dzieje. Może to zmęczenie.
- Zmęczenie?
Nie mydl mi oczu. Znowu o niej myślisz, prawda?
Agnieszka była jedyną osobą, której powiedział, co stało się z
Julią. Albo raczej, co prawdopodobnie się stało. Nie wiedział
przecież niczego na pewno. Wydała mu się godna zaufania i nie
pomylił się co do niej. Nie pisnęła nikomu ani słowa.
- Zdziwisz się,
ale tym razem, to nie ona.
- Jak to nie?
Poznałeś kogoś? Opowiadaj! – klasnęła w dłonie i nachyliła
się bliżej w jego stronę z
konspiracyjnym wyrazem twarzy.
- Właściwie,
to nie ma co opowiadać. Powiedz mi, jak to jest możliwe. Jedno
spojrzenie, jedno zdanie, które do mnie skierowała, a ja mam
ochotę poznać ją bliżej.
- Wiesz co to
znaczy? – uśmiechnęła się szeroko.
- Co?
- Jesteś gotowy
zapomnieć o Julii! – pisnęła i rzuciła mu się na szyję.
- Oj tam, od
razu zapomnieć – burknął, wyplątując się z objęć
koleżanki.
- Kiedy to
dobrze ci zrobi. Zaczniesz normalnie żyć, a nie tylko oddychać i
chodzić jak automat.
Po rozmownie z Agnieszką wrócił do pracy. Do końca jego zmiany
nie wydarzyło się nic, co można by uznać za odchylenie od normy.
Był szczęśliwy, kiedy mógł wreszcie pójść do domu.
Na ulicy owiał go chłodny, wieczorny wietrzyk. Odetchnął głęboko
i ruszył w stronę swojej kamienicy. Zatrzymał się, widząc
znajomą kobietę o bordowych włosach. Stała kilka metrów od
niego. Opierała się o mur, z nonszalancją podpalając cienkiego
papierosa. Na nogach miała znane mu już wysokie szpilki. Czarna
sukienka podkreślała jej zgrabną figurę. Miała zamknięte oczy.
W Piotrze zamarło serce. Z kołaczącym w piersi organem biegiem
pokonał dzielącą ich odległość. Stanął blisko niej, bojąc
się odezwać. W tym momencie żałował, że Julia namówiła go do
rzucenia papierosów. W tym momencie miałby przynajmniej co robić z
rękami.
Julia, Julia. Jakże duży wpływ miała na jego życie. Nieświadomie
wypuścił głośno powietrze z płuc, ściągając na siebie
spojrzenie nieznajomej.
Otworzyła oczy, z zaciekawieniem rozglądając się na boki. Gdy
podchwyciła jego spojrzenie, uśmiechnęła się tylko tajemniczo.
Niecierpliwym gestem odgarnęła grzywkę wpadającą do jej oczu.
- Szukałeś
mnie – to nie było pytanie.
- Owszem.
Powiedz mi, jakich czarów użyłaś? Nie mogę przestać o tobie
myśleć.
- To nie czary –
prychnęła – Kobieta powinna wiedzieć, jak zainteresować sobą
mężczyznę. Za to ty nie potrzebujesz sztuczek. Twoje smutne oczka
działają jak magnez. Powiedz mi, jaką tajemnicę skrywasz?
- Kim jesteś? –
zapytał tylko, zafascynowany – Zjawą?
- Jestem żywa –
zaśmiała się w odpowiedzi. – Mogę pokazać ci, jak bardzo.
Stanęła przed nim i z determinacją w oczach pochyliła głowę w
jego stronę. Zesztywniał, kiedy wplotła palce w jego włosy.
- Coś nie tak?
– szepnęła mu do ucha, na co przeszedł go dreszcz.
- Nie chodzi o
to, że nie chcę... Jesteś bardzo atrakcyjna, ale ja... ja już z
kimś jestem – jak zwykle, plątał mu się przy niej język.
Słowa Piotra podziałały na nią jak kubeł zimnej wody. W momencie
odsunęła się od niego na długość ramienia. Była wściekła.
Wymierzyła mu siarczysty policzek.
- W takim razie
co tu robisz?! Idź do niej!! Jaka ja jestem naiwna!!
Przestała krzyczeć, kiedy w jej czekoladowych oczach zalśniły
łzy. Odwróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie, nie
zważając na wysokie obcasy, jakie miała na nogach. Piotr chciał
coś powiedzieć, zatrzymać ją, ale stał jak sparaliżowany.
Po chwili widział przed sobą tylko jej sukienkę powiewającą w
oddali i bordowe włosy lśniące w świetle latarni ulicznych.
Odruchowo potarł piekący policzek.
- Kretyn! –
zawył i uderzył pięścią w ścianę najbliżej stojącego
budynku.
Otarte knykcie sprawiły mu dziką satysfakcję. Stał na środku
chodnika, nie wiedząc, co z sobą zrobić. Spektakularnie wszystko
spartolił i zranił jedyną dziewczynę, na którą zwrócił uwagę
od roku. Wyciągnął z kieszeni dżinsów telefon komórkowy i
wybrał numer Agnieszki. Nie odbierała.
- Pięknie –
prychnął.
Nie miał z kim porozmawiać. Na rodziców nie miał co liczyć.
Uważali Julię za definitywnie martwą. Brat studiował w innym
mieście. Potrzebował w tym momencie rozmowy w cztery oczy.
Przeczesał palcami ciemne włosy. Uznał, że nie ma po co dłużej
stać na ulicy. Klnąc na czym świat stoi, udał się do swojego
mieszkania.
*
Uniósł do ust parujący kubek i upił łyk herbaty z imbirem.
Siedział w mikroskopijnych rozmiarów kuchni u Agnieszki. Po
godzinie bezcelowego krążenia po mieszkaniu nie wytrzymał i
poszedł do przyjaciółki bez uprzedzenia. Na szczęście była w
domu. Szatynka powitała go ze zmarszczonymi drzwiami, widząc jego
rozgorączkowane spojrzenie. Wciągnęła go do środka i usadziła
na krześle, a sama zaczęła lawirować między szafkami. W końcu
usiadła naprzeciw niego. Wysłuchała jego opowieści, nie
przerywając mu ani słowem. Skwitowała to krótko:
- No, koleś.
Widowiskowo spieprzyłeś sprawę.
- Wiem. I nie
przyszedłem tu po to, żebyś pogłaskała mnie po główce.
Dzięki.
- Nie ma sprawy
– wstała z krzesła i klepnęła go w ramię.
Zabrała kubki do zlewu. Nim odkręciła kurek z ciepłą wodą,
odrzuciła za ramię długie, proste włosy.
- Wiesz już, co
musisz zrobić? – jej słowom akompaniował szum wody.
- Co?
- Pożegnać
się. Na dobre.
- Wiem. Gdyby to
tylko było takie łatwe. Wciąż czuję jej obecność.
- Ona nie żyje,
Piotrek. Nie chciałam mówić ci tego wprost, ale przyjmij to do
wiadomości. Ona. Nie. Żyje. Pogódź się z tym.
Przygotowała się mentalnie na atak histerii, gwałtowne
zaprzeczanie czy krzyki przyjaciela. Nic takiego jednak się nie
stało.
- Piotrek?
Żyjesz?
- Żyję. Wiesz
co? Masz rację. Zbliża się rocznica... Pójdę tam – postanowił
stanowczo.
- Jesteś pewny?
- Tak. Aga?
- Co?
- Wiesz, jak ona
ma na imię? Znasz ją?
- Przykro mi.
Nie mogę nic o niej powiedzieć.
*
W przeddzień rocznicy randki Julii i Piotra w sercu chłopaka
zapanowało nerwowe podniecenie. Przez ostatnie dni nie widział ani
razu Widmowej Dziewczyny, jak nazwał ją w myślach. Z okazji
zbliżającego się ważnego dnia wziął wolne w pracy, czego jednak
pożałował, ponieważ nie mógł znaleźć dla siebie żadnego
zajęcia. Kręcił się bez celu po okolicy i przechadzał się koło
restauracji z nadzieją, że ją zobaczy. Nigdzie jednak się nie
pojawiała. Gdyby znał chociaż jej imię! Mógłby popytać o nią
sąsiadów. Nie wiedział jednak o niej niczego. Nawet tego, czy
mieszkała w okolicy. Nadal złorzeczył na siebie w myślach za to,
że tak ją zranił. Oczarowała go, to było pewne. Była piękna, a
on dziwił się, jak mogła zwrócić na niego uwagę.
Opadł zrezygnowany na ławkę przed sklepem spożywczym. Po chwili
namysłu wpadł do środka i kupił paczkę papierosów. Ten widok
Julia skwitowałaby krzywym spojrzeniem, a on poczułby się niczym
skarcony uczniak. Był dorosły, mógł robić co chciał, a jego
dawna miłość już nie miała wpływu na jego życie oraz na
podejmowane przez niego decyzje.
Z lubością zaciągnął się nikotynowym dymem. Ledwo zwrócił
uwagę na szczupłą osobę, która usiadła obok niego. Miała
kaptur na głowie, dlatego nie dostrzegł jej twarzy. Oprócz dużej
spranej bluzy osoba miała na sobie wytarte dżinsy i adidasy.
Ubranie skutecznie maskowało płeć przybysza.
- Dlaczego nie
mogę o tobie zapomnieć? – do jego uszu dobiegło zadane
poirytowanym tonem pytanie.
W piersi Piotra załomotało serce. Znał ten głos. Należał do
niej. Do Widmowej Dziewczyny. Odwrócił się w jej stronę w
momencie, kiedy odsłoniła swoją drobną twarz i zmierzwiła
palcami krótkie, bordowe włosy.
- Już myślałem,
że cię nie zobaczę.
- I nie
zobaczyłbyś, gdybym była mądra. Ale jak widać, nie jestem. –
oparła głowę o oparcie ławki i wyciągnęła
przed siebie nogi.
- Muszę ci coś
powiedzieć... – zaczął.
- Poczekaj –
przerwała mu. – Wiem, że masz dziewczynę i nie powinnam
wpieprzać się w wasz związek. Nie
umiem tego wyjaśnić, ale musiałam cię zobaczyć, rozumiesz?
- Chyba
rozumiem. Ja... jestem sam. To znaczy, nie mam dziewczyny. Okłamałem
cię. Spanikowałem. Przepraszam.
- Co? Dlaczego
to zrobiłeś?
- Nie chciałem
cię zranić. To przez mój... poprzedni związek.
- Co się stało?
- Nie żyje.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i przyłożyła dłoń do ust w
geście przerażenia. Po chwili wtuliła się mocno w siedzącego
obok Piotra. Machinalnie odwzajemnił uścisk, oplatając rękami
drobne ciało towarzyszki.
- Tak mi
przykro. Tak bardzo mi przykro – wyszeptała w jego podkoszulek.
- To było
dawno, ale ona ciągle trzyma mnie przy sobie. Jutro jest rocznica.
Muszę się pożegnać.
- Mogę ci jakoś
pomóc?
- Pójdź ze mną
nad jezioro. Niczego więcej nie potrzebuję.
Spojrzała na niego, a w jej oczach malowało się zdecydowanie.
- Dobrze –
odparła – Zróbmy to.
*
Po spotkaniu przed sklepem udali się do mieszkania Piotra, gdzie
oddali się miłej rozmowie. Bordowo-włosa patrzyła z uznaniem na
krzątającego się pewnie po kuchni chłopaka. Po upływie godziny
uraczył ją wyśmienitym obiadem, który został ukoronowany lampką
wina. Aż do wieczora gawędzili, oglądając telewizję. Po prostu
cieszyli się swoim towarzystwem. Piotr był mile zaskoczony tym, jak
swobodnie czuje się w jej towarzystwie. Była przeciwieństwem Julii
pod każdym względem, ale nie przeszkadzało mu to. Patrzył
zadowolony na jej roześmiane oczy i szczupłą sylwetkę, która w
końcu wyłoniła się spod obszernej bluzy.
W pewnym momencie uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Co się stało?
– zapytała rozbawiona.
- Nie zapytałem
cię o imię.
- A nie podobam
ci się bardziej, kiedy jestem bezimienna? – uniosła jedną brew
w figlarnym geście.
- Nie. Imię
sprawi, że będziesz dla mnie rzeczywista.
- Teraz nie
jestem? – ciągle się z nim droczyła.
- Nie. –
splótł ręce na piersi.
- W takim razie
dobrze. Mam na imię Kinga.
- Kinga –
powtórzył machinalnie.
- Tak, Kinga –
roześmiała się dźwięcznie.
- A więc,
Kingo, co masz ochotę robić do końca dnia?
W odpowiedzi wstała z kanapy, podeszła do niego i oplotła
ramionami jego szyję. Gdy już oderwali się od siebie, Piotr wziął
ją na ręce, utwierdzając się w przekonaniu, iż Kinga jest nie
tylko drobna, ale i lekka. Spojrzał na nią z niemym pytaniem w
oczach. Dziewczyna ledwo dostrzegalnie skinęła głową.
- Jesteś pewna?
– zapytał.
- Jestem już
dużą dziewczynką. Wiem, co robię.
Piotr pochylił się ku niej i pocałował ją w czoło.
*
Piotr przekręcił się na drugi bok, próbując zignorować
promienie słoneczne, które wtargnęły do jego sypialni przez
niezasłonięte okno. Nie otwierając oczu, uśmiechnął się
leniwie i wyciągnął przed siebie ramiona. Miał nadzieję natrafić
na drobne ciało Kingi, jednak jego dłonie prześliznęły się po
pustym łóżku. Otworzył oczy i zmarszczył brwi. Był sam. Usiadł
i wtedy zobaczył małą karteczkę leżącą na poduszce, na której
jeszcze kilka godzin wcześniej znajdowały się bordowe kosmyki.
Szybko chwycił kawałek papieru, na którym ładnym charakterem
pisma nakreślone były następujące słowa:
Nie martw się, nie uciekłam.
Poszłam tylko do domu się przebrać.
Niedługo się zobaczymy!
Buziaki, K.
Odetchnął z ulgą. Już zdążyła przerazić go myśl, że stracił
kolejną osobę, na której mu zależy. Znał Kingę od kilku dni i
dziwił się, w jak wielkim stopniu zawładnęła jego myślami.
Następne myśli, jakie natrętnie mu się nasunęły, dotyczyły
rocznicy randki z Julią, która wypadała właśnie tego dnia.
Zastanawiał się nad tym, jak powinno przebiec owe pożegnanie. Może
kupi białe lilie, przewiąże je sznurówkami tenisówek, a
następnie razem z butami pośle bukiet na dno. Tak, ten pomysł
wydał mu się niegłupi. Zapytam Kingę, ona podzieli się ze mną
szczerą opinią – pomyślał.
Wstał z łóżka i udał się pod prysznic. Nie zamierzał spędzić
w łóżku więcej czasu. Chciał jak najszybciej załatwić sprawę
i odzyskać wolność.
Wyszedł z łazienki, wycierając mokre włosy ręcznikiem. Skierował
się w stronę kuchni, skąd dobiegł go szczęk talerzy. Stanął w
progu i zobaczył Kingę, która nalewała parującą kawę do
kubków. Na małym stoliku stały już świeże bułeczki, rogaliki,
masło oraz dżem. Bordowo-włosa odwróciła się do niego z
promiennym uśmiechem.
- Mam nadzieję, że jesteś głodny. Pomyślałam sobie, że sama coś
przygotuję, ale nie umiem gotować, więc wybacz za gotowce.
- Wygląda wspaniale – podszedł do niej i cmoknął ją w policzek.
Przyjrzał się jej dokładniej. Wczorajszy strój zastąpiła czarna
sukienka na ramiączkach nad kolano. Szczupłą talię Kingi opasał
wąski, atłasowy gorset typu underbust w kolorze krwistej czerwieni.
Bordowe włosy były lekko zmierzwione, przewiązane czarną wstążką.
Na nogach miała eleganckie, czerwone czółenka.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział z uznaniem.
- Dziękuję. Teraz siadaj i jedzmy. Mamy dziś coś do zrobienia.
Godzinę później wysiedli z autobusu na obrzeżach miasta. Aby
dostać się nad jezioro, musieli pokonać pieszo kilka kilometrów.
Stanęli na zakurzonym chodniku w pełnym południowym słońcu.
Piotr spojrzał z powątpiewaniem na buty Kingi. Ta w odpowiedzi
tylko prychnęła, i z torebki, którą nosiła na ramieniu,
wyciągnęła trampki, które widział już poprzedniego dnia.
Przytrzymując się ramienia towarzysza, szybko zmieniła obuwie.
- No, teraz możemy pospacerować – rzuciła wesoło.
- Rzeczywiście.
Resztę drogi pokonali w ciszy. Piotr był zdziwiony, jak Kinga może
oddychać w swoim stroju. Nie spieszyli się jednak, uznał więc, że
zbytnio się nie męczy i zadowala się płytkimi oddechami. Raz po
raz mocniej ściskała jego rękę, jak gdyby chciała dodać mu
otuchy.
W końcu dotarli na miejsce. Ich oczom ukazał się spokojny i
malowniczy krajobraz. Taflę jeziora, którego kresu nie dostrzegali,
okalały drzewa oraz wysoka trawa. Przy pomoście kołysała się,
zacumowana samotnie, mała drewniana łódka. Piotr nie był pewny,
czy to ta sama sprzed roku, wyglądała jednak bardzo podobnie. W
samej okolicy także niewiele się zmieniło. Stanęli nad brzegiem
spokojnej, niczym nie zmąconej toni. Spojrzeli na swoje oblicza
odbijające się w wodzie niczym w zwierciadle. Kinga wyciągnęła
ze swojej torebki, w której najwyraźniej mogło zmieścić się
wszystko, bukiet białych lilii i podała go Piotrowi. Następnie
wyciągnęła znoszone tenisówki bez sznurówek, i je także
wręczyła swemu towarzyszowi.
- Wrzucisz to stąd tak po prostu? – zapytała Kinga.
- Nie, lepiej będzie, jak trochę wypłynę.
- Jesteś pewien? – w jej głowie pojawiła się troska.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedział i przyciągnął
ją do siebie.
Potarł ręką jej ramię i odszedł w stronę pomostu. Niepewnie
oszacował stan łódki, po czym odcumował ją usadowił się w
środku, kładąc obok siebie bukiet lilii oraz buty. Wyciągnął z
dna dwa wiosła i miarowymi ruchami ramion powoli oddalał się od
brzegu. Kinga weszła na podest i z samej krawędzi obserwowała go z
niepokojem, modląc się, aby wszystko gładko przebiegło.
Piotr z kolei nie do końca świadomie zbliżał się do miejsca, w
którym Julia wskoczyła do wody. W końcu przestał wiosłować i
siedział przez chwilę z bezruchu. Odetchnął głęboko i wrzucił
do wody kwiaty, a zaraz za nimi tenisówki. Na widok kołyszących
się na wodzie przedmiotów poczuł satysfakcję i ulgę. Jakby
pozbył się ciężkiego balastu, który zalegał mu na barkach przez
długi czas. Ze wzrokiem utkwionym w wodzie powiedział cicho:
- Żegnaj. Już nie masz wpływu na moje życie. Jesteś martwa.
Martwa. Gdy wypowiedział na
głos to słowo, zaczął w nie wierzyć. Julia nie żyła. Nie mogło
być inaczej. Odwrócił się w stronę pomostu i pomachał Kindze,
która stała, w pełnym napięcia oczekiwaniu. Odwzajemniła gest.
Mogła nawet się uśmiechnąć, ale był nieco za daleko, aby
stwierdzić to z całą pewnością. Bordowo-włosa powiedziała do
siebie cicho:
- To już koniec. Przegrałaś.
Odprężony i z uczuciem wolności, Piotr chwycił w dłonie wiosła
i zaczął odpływać w stronę brzegu. Wtedy usłyszał plusk wody.
Odwrócił się, a jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
Z wody wychynęła blada, pomarszczona ręka, chwyciła bukiet i
wciągnęła go pod powierzchnię. Za chwilę to samo stało się z
tenisówkami. Chłopak stłumił okrzyk przerażenia i z
niedowierzaniem potarł oczy. Ku jego rozczarowaniu nic co zobaczył
nie było ułudą. Bukietu oraz butów na powierzchni już nie było.
- Co jest, do cho...
Nie zdążył jednak dokończyć zdania. Poczuł, jak coś uderzyło
w dno łódki, przewracając ją do góry dnem. Piotr złapał
oddech, parskając i młócąc ramionami powierzchnię wody.
Kinga, widząc z brzegu, co się stało, zaczęła krzyczeć. Na nic
jednak zdał się jej głośny wrzask – w pobliżu nie było
nikogo, kto mógłby im pomóc. Wskoczyłaby za Piotrem do wody bez
zastanowienia, ale nie umiała pływać. Zaszkodziłaby tylko im
obojgu. Drżącymi dłońmi zdołała wyciągnąć telefon i łamiącym
się głosem wezwać pomoc. W głębi duszy wiedziała jednak, że
przybędą za późno. Mogła już tylko obserwować małą sylwetkę
Piotra, unoszącą się na wodzie.
- No
już, dalej! Płyń! –
krzyczała, ale wątpiła, czy ją usłyszał.
Piotr omiótł wzrokiem taflę jeziora dookoła niego, która ni
stąd, ni zowąd się uspokoiła. Wszechobecna cisza wcale go nie
uspokoiła. Zaczął racjonalnie myśleć i zbliżył się do
przewróconej łódki. Nie dotknął jej nawet. Poczuł zimny i mocny
ucisk na kostce. Został wciągnięty pod powierzchnię. Z
zamkniętymi oczami na próżno próbował się uwolnić. Ogarnął
go szaleńczy strach. W ostatnim, rozpaczliwym geście otworzył oczy
i zaczerpnął wody w płuca. Ujrzał czysty błękit znajomych
tęczówek...
Na brzegu funkcjonariusze starali się dotrzeć do ogarniętej
histerią Kingi. Wykrzykiwała: „Zabrała mi go! Po prostu mi go
zabrała!”. Kiedy nie mogła już krzyczeć, z jej oczu strumieniem
puściły się łzy rozpaczy.
- Proszę
pani? Może mi pani powiedzieć, co się stało? –
mężczyzna potrząsnął jej ramieniem.
Kinga podniosła na niego nieprzytomny wzrok i wyszeptała:
- Miał takie smutne oczy.